Z najdawniejszych czasów zachowało się niewiele przykładów broni, o której możemy bez wątpienia powiedzieć, że służyła do dokonania zbrodni.
Jednym z najciekawszych zabytków tego rodzaju jest arkebuz strzelecki z połowy XVII wieku znajdujący się w zbiorach Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie. Jest to broń wykonana bardzo starannie, pozbawiona wszelkich ozdób, sprawiająca wrażenie broni o charakterze wybitnie użytkowym. Mierzy 128 cm długości, waży 3,48 kg i wyposażony jest w lufę kalibru 11 mm gwintowaną w osiem nacięć. Rura lufy ma grube ścianki pozwalające na użycie sporego ładunku prochowego, gwarantującego celny strzał na dużą odległość. Z zewnątrz jest gładka, w części dennej, od podwójnie rytowanego pierścienia ośmiogranna. W połowie części dennej widoczny ślad po wsuwanej szczerbince. Przy wylocie osadzona jest mosiężna muszka. Broń wyposażona jest w zamek kołowy, z kołem zewnętrznym, pokrytym półkulistą pokrywką, przyśrubowaną z obu boków koła. Panewka ma odsuwaną pokrywkę chroniącą podsypkę. Dla wygody i bezpieczeństwa strzelca przy panewce znajduje się duża, esowato wygięta w tył osłona od ognia wydostającego się w momencie strzału. Duży, masywny kurek ma szczęki do pirytu zaciskane kluczem i niewielki wygięty uchwyt służący do odciągania go do tyłu. Sprężyna kurka zewnętrzna, wychodzi poza blachę zamkową. Na blasze zamkowej widoczny otwór po guziku bezpiecznika, zatrzymującym ruch obrotowy koła zapłonowego. Mechanizm spustowy wyposażony jest w igłowy przyspiesznik, który umożliwiał oddanie strzału przy bardzo lekkim jego naciśnięciu. Spust chroniony jest dużym kabłąkiem spustowym z listwy żelaznej z trzema zagłębieniami na palce prawej ręki. Zamek przymocowany do łoża za pomocą dwu śrub, których główki opierają się na specjalnych rogowych podkładkach wpuszczonych w drewno. Łoże i kolba wykonane są z drewna orzechowego barwionego na brązowo. Kolba typu arkebuzowego, trójgranna, z opuszczoną w dół ścianą przykładową – charakterystyczna dla niemieckiej produkcji tego okresu. Trzeba przyznać, że broń jest dosć składna, zwłaszcza dla wysokiego strzelca. Po stronie zamka znajduje się w kolbie skrytka na kule lub skałki z zasuwką, dodatkowo podtrzymywana przez pasek skórzany. Tylna ścianka kolby okuta jest blachą żelazną. Broń nosi ślady długotrwałego użytkowania jaki i napraw, m.in. wymieniona została osłona spustu, a otwory po śrubach mocujących zostały starannie zaflekowane. Także łoże było reperowane – w miejscu gdzie jest najsłabsze, tam gdzie przymocowany jest zamek, pękło i zostało wzmocnione kołeczkiem. Zabiegi te świadczą, że broń była intensywnie eksploatowana. Potwierdzenie tego faktu znajdujemy na ścianie przykładowej kolby, do której przyśrubowana jest poziomo owalna blacha żelazna z wyrytym bardzo realistycznym popiersiem brodatego mężczyzny w stroju z XVII w., uzbrojonego w szablę i arkebuz, którego lufa widoczna jest w jego lewej dłoni. Obok tego wizerunku wyryto napis; „Wahre abbildung des grossen Raubers und Mörders Melhior Gedlofs oder Schütze Melher genand der in 11 Jahren mit 2 Röhren und einem Säbel 251 Mörde begangen, und deshalb den 19 Januar Aô 1654 zur Ölsse durch die Scharf Richter seinen verdinten Lohn empfangen, hat aus diesem Rohr, wie es dar ist 31 Menschen todt geschossen und sie daran, wie zu sehen angekerbt Laut seiner eigen peinlichen aussage” [Wierny wizerunek wielkiego rozbójnika i mordercy Melchiora Godlofa, zwanego strzelcem Melherem, który w ciągu 11 lat dwiema strzelbami i szablą popełnił 251 morderstw i dlatego 19 stycznia r.p. 1654 w Oleśnicy od kata otrzymał zasłużoną zapłatę. Tą właśnie strzelbą zastrzelił 31 ludzi, a następnie, jak widać, zakarbował. Brzmi to jak jego własne skrupulatne oskarżenie]. Rzeczywiście, na lufie, tuż przy warkoczu, po stronie przeciwnej do zamka znajduje się 31 nacięć. Można tylko podziwiać niezwykłą (aż by się chciało powiedzieć: niemiecką) skrupulatność zbója Melhera jak i jego nieliczenie się z tym, że nacięcia te będą mogły kiedyś świadczyć jako dowód sądowy. Współcześnie liczba ofiar Gedlofa może szokować, współcześnie seryjni zabójcy (oczywiście poza zbrodniarzami wojennym) mają na swoim koncie najwyżej kilkadziesiąt ofiar. W dawnych czasach, gdy wielu ludzi utrzymywało się ze zbójectwa, ofiar było bardzo wiele i nie często zdarzało się schwytać sprawców. Z problemem rabunków i mordów na drogach uporano się w Europie właściwie dopiero w XIX w. i do tego czasu lepiej było nie wyruszać w drogę bez dobrej broni lub eskorty.
Witold Głębowicz